Przejdź do głównej zawartości

Polecane

"Miłość dla każdego" 2000 ("Sexo por compasión"), reż. Laura Mañá

                                                    DOBRO WRACA Czy czynienie dobra może okazać się przekleństwem? Dla głównej bohaterki Dolores bycie szczodrym dla każdej napotkanej osoby przysparza samych kłopotów. Z tego właśnie powodu opuścił ją mąż, ksiądz nie chcę jej wyspowiadać, a pozostali mieszkańcy miasteczka ciągle się nią wysługują, wiedząc, że im nie odmówi. Dolores pomimo swojej ogromnej wiary pragnie zgrzeszyć. Idzie nawet do księdza, aby ten powiedział jej jak ma to zrobić. Ta absurdalna, aczkolwiek niezwykle dramatyczna scena jest zwrotnym momentem dla dalszych losów bohaterki i całego miasta. Przysięga ona wtedy przed samą sobą, że już nigdy więcej nie będzie dobra i nigdy więcej nikt nie będzie jej za nic dziękować. Film od początku uwodzi widza swoją naturalnością i prostotą. Świetnym zabiegiem artystycznym okazały się czarno-białe zdjęcia w pierwszej połowie obrazu, które wprowadziły magię do tej smutnej historii o samotności. „Nie ten j

"Zeszłego roku w Marienbadzie" 1961 ("L'année dernière à Marienbad"), reż. Alain Resnais

FANTASMAGORIA


Wiele razy w trakcie swojego życia każdy z nas zapewne przeżywał typowe ksiązkowe deja vu. Wydawało mu się, że kogoś już widział, że go zna, że dana sytuacja miała już miejsce.
Może wydarzyło się to dawno temu, a może w czasie sennej fantazji?




Oglądając Zeszłego roku w Marienbadzie trudno oprzeć się wrażeniu, że już się to dzieło kiedyś widziało. W opowieści tej nie są istotne imiona bohaterów, a sama historia z pozoru wydaje się prosta i błaha. Całość fabuły opiera się na próbie namówienia przez nieznajomego mężczyznę zamężnej kobiety do wspólnej ucieczki. Ona go jednak nie zna i nie pamięta ich rzekomego romansu, który miał miejsce rok temu, w tym samym hotelu w Marienbadzie. 
Ten intrygujący debiut w roli współscenarzysty kontrowersyjnego francuskiego pisarza Alaina Robbea-Grilleta przeszedł do historii światowej kinematografii nie tyllko dzięki wykorzystaniu elementu zapętlania się fabuły, ale również dzięki wizualnemu artyzmowi całokształtu tego dzieła.

Już od pierwszej sceny reżyser Alain Resnais stara się wprowadzić publiczność w wizualną hipnozę. Efekt ten zostaje osiągnięty, poprzez użycie bardzo długich ujęć pokazujących wnętrze hotelu. Całość zostaje wzbogacona o przeszywający zmysły dźwięk pojawiający się z  off-u. To mocny, głęboki głos opisujący wszystko to co sami widzimy i odczuwamy. Efekt podwójnego nacisku.  Jako widzowie od samego początku zostajemy wciągnięci przez reżysera do gry. Gry z odbiorcą.




Tak jak Główny bohater X, który nigdy nie znalazł sposobu, aby wygrać ze swoim przeciwnikiem, tak i widz, pomimo licznych starań, nigdy nie znajdzie jednego słusznego rozwiązania tej filmowej łamigłówki. Jest to opowieść bez konkretnych morałów i  jednoznacznych odpowiedzi. Potwierdza to choćby scena oglądania rzeźby przez mężczyznę X i kobietę A , która pokazuje jak duży wpływ na uzyskanie spójnej całości ma odpowiedni punkt widzenia. Każdy odbiorca musi poszukać w najgłębiej skrywanych zakamarkach swojej wrażliwości i kreatywności i odnaleźć własną interpretację tej historii. 

Film ten można niewątpliwie przyrównać do książki Cortazara "Gra w klasy". W powieści tej już na pierwszej stronie odbiorca otrzymuje możliwość wyboru kolejności czytania książki. Od początku do końca, podaną przez autora kolejnością rozdziałów, bądź konkretnie wybranymi fragmentami. Najciekawszym zjawiskiem jest jednak to, że za każdym razem książkę czyta się inaczej i opowieść ma zupełnie inny interesujący przebieg. Podobnie jest z tym dziełem.Każdy kolejny seans to nowy punkt widzenia i zmieniona fabuła.

Gdzie zatem ukryte jest zaproszenie do gry?


Już w tytule. Marienbad, to jeden z wariantów starej chińskiej zabawy NIM. Polega na ustawieniu 16 pionków(zapałek) w 4 rzędach. Zachować trzeba jednak odpowiednie ustawienie:


Pierwszy rząd – 1 pionek; drugi rząd – 3 pionki; trzeci rząd – 5 pionków i czwarty rząd – 7 pionków. Wedle zasad można za jednym razem wziąć od 1 pionka do całego rzędu. Przegrywa gracz, który zbierze ostatni pionek. 




Wykorzystując grę słowną w tytule twórcy dają nam na wstępie do zrozumienia, że nasza interpretacja tego filmu jest jednym z wielu możliwych wariantów. Od tego jakie będą nasze kolejne ruchy myślowe i ile wirtualnych pionków uda nam się zebrać w danym momencie filmu, będzie zależało, jak po zakończeniu projekcji odbierzemy to dzieło.


Niewiadomą pozostaje jedynie kto zgarnie ostatni pionek w tej intelektualnej rozgrywce.


Widz czy jednak reżyser?

Komentarze